Spawanie prawicy, a rozwój osobowy.
W miniony weekend wydarzyły się w Warszawie aż dwie „Wolnościowe” imprezy.
Jedną z nich była piąta KONFERENCJA Wolnościowa drugą WEEKEND Kapitalizmu organizowany po raz drugi. Jednoczesne, równoległe trwanie tych dwóch spotkań to dla jednych inspiracja do narzekań o tym, jak to się środowisko dzieli, dla innych powód do radości i pretekst do spojrzenia na zmiany, jakie dokonały się w ciągu zaledwie 2-3 lat.
Należę do grupy drugiej i naturalny rozjazd tych grup uważam za coś dobrego dla obu.
Jeszcze kilka lat temu byłaby to jedna impreza.
Nazywałaby się Forum lub Zjazd i pierwszą połowę zajęłyby prezentacje licznie zgromadzonych jednoosobowych organizacji, oraz dwa panele o powabnych tytułach w rodzaju „Przyszłość naszej myśli” lub „Czy zagraża nam?”.
Paneliści tak by byli dobrani byśmy usłyszeli wszelkie za i przeciw, czyli by nic zupełnie z tego nie wynikało. Pan habilitowany zauważyłby, że co prawda. Pan magister, że i owszem, choć nie zawsze. Na co pan redaktor, że wprawdzie już raz, jednak bynajmniej.
Po herbatnikowo-obiadowej przerwie nastąpiło by odznaczenie pana wiekowego. Pan wiekowy walczył już bezskutecznie o naszą beznadziejną sprawę za czasów dawnych, więc odznaczenie jest co najmniej konieczne.
Po odznaczeniu seria krótkich wystąpień po których w głowie zostaje sieczka na podobną modłę: by bardziej być Polską, musimy być mniej jak Szwecja a bardziej jak Szwajcaria, choć Szwecja to najbardziej kapitalistyczna się zrobiła po drodze, a Szwajcaria to w sumie tfu-pokracja w dodatku bezpośrednia, a nie można tak w Polsce poszerzyć głupim ludziom praw wyborczych (mądrzy wyjechali, tzn lewactwo wygoniło), choć trzeba dać karabin (najlepiej dzień po odebraniu zasiłku).
Po kolejnym panelu nastąpiłoby podsumowanie sprowadzające się do prezentacji ustalonej wcześniej przez organizatorów tezy:
Młodzi wolnościowcy muszą się dogadać ze starymi pro-rynkowymi prawicowcami, a potem z młodymi anty-rynkowymi narodowcami. Jak tego nie zrobią, to Polska utonie w zlewaczałym kulturowo kiślu-bękarcie rewolucji francuskiej i w kinach będzie tylko Kler leciał.
Po czym Jan Fijor zadałby głośno pytanie, dlaczego przez cały dzień, do cholery, nie było ani słowa o wolnym rynku?!
Tym razem tak nie było.
Tak do końca jak było to nikt nie wie, bo nikt nie był jednocześnie na obu imprezach. Ja na przykład nie byłem na żadnej. Miałem ten luksus, że mogłem obserwować wydarzenia on-line. I chyba w sposób naturalny ściągnęło mnie do tego młodszego, czyli Weekendu Kapitalizmu.
Dla jasności: to nie derby. Nie ma tu miejsca na szalikowy konflikt Weekend kontra Konferencja. Imprezy te tak naprawdę nie konkurowały ze sobą, ponieważ walczyły o zupełnie innego klienta. Jeśli znalazł się ktoś, kto się zastanawiał gdzie iść, to znaczy, że jest jeszcze w trakcie rozkminiania o co w tej wolnościowości chodzi. Dajmy mu czas.
Dlaczego twierdzę, że te impry tak naprawdę ze sobą nie konkurują?
Rzućmy okiem na programy.
Na starszej stażem imprezie (V Konferencja Wolnościowa) pierwszy dzień ma takie główne punkty: budowa pomnika generała Rozwadowskiego oraz rozważania nad tym czy zjednoczy się wolnościowa prawica. Jako prawica wolnościowa rozumiane tu są ugrupowania Kukiz 15, Partia Wolność i Ruch Narodowy. Trzy dość mizerne bloki polityczne, których miłośnicy wolą rozmawiać o końcu cywilizacji łacińskiej, biografiach i pomnikach niż o samodoskonaleniu i życiu wolnością.
Drugiego dnia punkty są cztery: Jedwabne, Kryptowaluty, Marcin Rola o marszu niepodległości, Stanisław Michalkiewicz o szabesgojach. Na hasło „Wskaż element który nie pasuje.” od razu wyłowilibyśmy kryptowaluty. Jedyny temat „wolnościowy” w zestawie.
Weekend Kapitalizmu zaczyna nieco dynamiczniej. Mentzen i Warzecha o sprzedawaniu idei wolnego rynku. Potem Federico Fernandez o ekonomicznym spojrzeniu na ruchy emigracyjne, (daleki od straszenia końcem cywilizacji). Tomasz Wróblewski o dystorcji pojęcia Liberalizm. Mateusz Błaszczyk o moralności w wolnym społeczeństwie. Debata Benedyk vs Woziński o korzeniach kapitalizmu i roli centralnej w nim bankowości, na koniec Sękowski o kapitalizmu kuloodporności. I jeszcze konkurs w papier kamień nożyce.
To był pierwszy dzień.
Drugi podobnie: Kapitalizm w praktyce, rozkminy etyczne, warsztaty, networking, tempo.
Jak sami widzicie to nie był Marvel kontra DC. To był Marvel a obok przegląd teatrów amatorskich Podlasia. Inna konkurencja, Inny target. Jedyna wspólna rzecz: przymiotnik wolnościowy. W treści, w interpretacji rzeczywistości, w receptach – rozbieżność całkowita.
Wystąpienia widziałem za pośrednictwem streamingu. I mój wewnętrzny rynek zweryfikował. Nie miałem ochoty na żaden wykład z imprezy jedwabno-pomniko-szabesgojowej. Zwyczajnie, ileż razy można oglądać nawet tak świetny film jak „Dzień Świstaka”?
Ogromnie mnie to rozbicie ucieszyło. Pierwszym widocznym efektem jest brak zgrzytu pomiędzy wolnościowcami a prawicowcami. Jedni i drudzy mają, czego im potrzeba. Osobno, higienicznie. Nagle jakby okazało się, że są to dwa różne nie posiadające wspólnego pnia środowiska.
Co z tych spotkań w ogóle wynika?
Konferencja może nam dać coś co widać. Weekend coś, czego nie widać. Rzecz widoczna, to porozumienie polityczne skupione dookoła Marka Jakubiaka. Konkretna lista na wybory. Rzeczy niewidoczne mnie jednak inspirują bardziej.
(W ogromnym uproszczeniu) weekend mocniej niż spawaniem kompromisowego polimetalicznego potworka, zajął się wzbogacaniem uczestników spotkania.
To sami uczestnicy mają nie tyle zespawać co naturalnie zintegrować twardą wiedzę z początkową intuicją, że wolność gospodarcza ma zwyczajnie sens. Bez umiejętności zrozumienia własnych procesów, nie będą wiarygodni, a bez tego nie wejdą na wyższy poziom komunikacji. Bez atrakcyjnej formalnie i treściwej komunikacji ich entuzjazm wkrótce trafi szlak.
Weekend zdaje się mówić, że to TY masz być dla SIEBIE wolny. Wolny świadomie i aktywnie. Z tego w dalszej perspektywie urodzi się inicjatywa biznesowa, filmowa, literacka a może polityczna. Bądź w formie najpierw dla siebie. Nie opieraj się na zasłużonych liderach.
Oglądając streaming live-on z Weekendu nie zawsze w pełni zgadzałem się z prelegentami. Z przyjemnością jednak odbijałem ich słowa od własnych wyobrażeń. Różnorodność stanowisk też wcale mnie nie martwiła, gdyż wiem że sam wszedłbym w ostry spór z sobą sprzed jeszcze kilku lat. Cholera, ja dziś jeszcze odkrywam,że się ze sobą nie zgadzam we wszystkim.
[Wiem, brzmi jak poważna przypadłość. Jeśli nie chcesz na podobną zapaść, nie poddawaj swoich wyobrażeń logice i nowym faktom. Zrób z czaszki safe-space dla utartych i wygodnych oczywistości. Nie zapomnij regularnie podlewać piwem i znajdź podobnie myślących, byście się nawzajem pilnowali]
O kluczowych różnicach dzielących te dwa „wolnościowe” nurty pogadamy przy innej okazji. Póki co jedno jest pewne: Na kolejną konferencję gdzie do jednej sali wepchnięci są katoliccy merkantyliści wraz z libertarianami nikt chyba nie ma ochoty.