Między Konferencjami

utworzone przez 0 komentarzy

Wszystko wskazuje na to, że wreszcie uda mi się pojechać na krakowskie spotkania „austriaków” organizowane tam przez Instytut Misesa. Przez kilka ostatnich lat, odkąd usłyszałem o tej corocznej imprezie, coś zawsze sprawiało, że nie mogłem pojechać. Albo mnie nie było w Polsce, albo miałem jakieś zdjęcia. W zeszłym roku było blisko. Sprawdziłem terminy – wszystko pasowało. Nawet znalazłem sobie po znajomości nocleg. Już miałem kupować bilet, kiedy coś mnie podkusiło, by zapytać Sylwię, czy nie mamy jakiegoś terminu, zebrania, wesela, szczepienia lub podobnej jakże ważnej i łatwej do zapomnienia okazji. Wiecie, jak się walczy o wolność, prawdę i niskie cła, to łatwo zapomnieć o sprawach przyziemnych.

No i był jeden termin. A w zasadzie jego nieuchronna bliskość. Był to termin porodu mojej drugiej córeczki. Wprawdzie teoretycznie nie kolidował on ze zjazdem austriaków, ale był na tyle blisko, że by mieć pewność, że narodzin małej Mai nie przegapię musiałem wyjazd odwiesić na kolejny rok.

No więc mamy kolejny rok. Maja urodziła się już po zjeździe, więc mogę jechać bez obawy, że ominą mnie pierwsze urodziny.

Więc jadę. Ale znowu nie do końca.

 

Wybieram się na to spotkanie z entuzjazmem, ale też z bagażem narastającyh wątpliwości odnośnie tego, do czego tak naprawdę służą mi wolnościowe konferencje i zjazdy. Zwłaszcza, gdy mam na nich do wypełnienia jakąś rolę.

Dosłownie przed momentem z jednej takiej (i to nie byle jakiej) konferencji wróciłem. Jadąc na nią liczyłem na to, że odpocznę nieco od zamieszania, całodziennej pracy przy komputerze i natręctwa mediów społecznościowych. Zamiast tego przez trzy dni pogadam z miłymi ludźmi z całego świata, posmakuje konferencyjnej kawy, posłucham wykładów, nagram kilka wywiadów i przetasuję mały stosik wizytówek.

Tak pewnie też by było, gdybym gdzieś po drodze nie zgodził się nakręcić krótkiego video podsumowującego konferencję. Ten niuans sprawił, że zamiast usiąść i zebrać myśli, chodziłem i zbierałem materiał. Nie zamieniłem się nagle w kogoś z obsługi, ale też nie do końca byłem uczestnikiem eventu. Taki już mam charakter, że jak mam w ręku konkretne zadanie do wykonania to nie robię go na 50%. I nawet jeśli przez X czasu nie mam nic do złapania na video, to niemożliwe jest mentalne przesunięcie na pozycję beztroskiego odbiorcy oferowanych przez organizatorów atrakcji (a było ich sporo). Zamiast tego czas pomiędzy „setkami”, testimonialami, establishingami i b-rollami, przelatuje na kuluarowych rozmowach.

Chcącemu nie dzieje się krzywda, powiecie, więc skoro się zgodziłem to nie powinienem narzekać. No i nie narzekam. Mogę mieć pretensje tylko do siebie, zwłaszcza, że jeszcze przed powyższą konferencją potwierdziłem organizatorom zjazdu austriaków, że też zrobię dla nich krótkie video.

I jaki mam dzięki temu stan umysłu? Przysłona 2,8 i zagwozdka, czy przy migawce 1/50 nie będzie mi flikerować neonowa lampa. Czy można prosty wizualnie temat jakim jest konfa z kilkunastoma ważniakami w marynarkach ująć w taki sposób, by nie było to generyczne video z ujęciami wprowadzającymi, logotypami i wypowiedziami uczestników, które równie dobrze pasowałyby do filmu z poprzedniej lub następnej konferencji. 

(Zanotować: Pomysł na pasywny video biznes
bank gotowych wypowiedzi uczestników konferencji.
Mogą być aktorzy.  
Ważne by zachwycali się doskonałą organizacją,
lokalizacją, networkingiem i treścią wykładów.)
 

Bo obie te konferencje są tak naprawdę bardzo wyjątkowe. Skupiają niecodziennych ludzi i nie zasługują na randomowo-generyczne potraktowanie. Zarówno event Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości jak i ten Instytutu Misesa to nie jest miting menedżerów korporacji farmaceutycznej czy zjazd sołtysów z Podlasia. To jedyne w Polsce konfy ściągające na 2-3 dni ludzi niedostępnych na co dzień polskiemu libkowi. Może na seminarium Asbiro czasem wpadnie jakiś Doug Casey, Danko czy Chisholm. Poza tymi trzema organizacjami – rok 2018 sponsorowała u nas literka P. Jak pustka.

Tak więc z jednej strony możliwość uczestnictwa w evencie, z drugiej drenujące poczucie niedookreślenia własnej roli i miejsca. Nie ukrywam, przez trzy dni miałem wrażenie postępującej utraty energii. Na „co pan wyniósł z konferencji?” odpowiedziałbym: Materiał do zmontowania.

 

I oto ostatniego wieczora poznałem chłopaka z Polski, który konferencją był zachwycony. Czytał Ayn Rand, nawet znał mój podcast, ale po raz pierwszy zobaczył, że aficionados wolności to nie grupa fejsbukowa ani mem z Korwinem. Jego entuzjazm stanął w ostrym kontraście z moim wypaleniem.

I ten jeden głos człowieka, który w Atlasie Zbuntowanym odnalazł sytuacje znane z własnego zawodowego zaplecza, a dziś okrywa wolnościowe środowisko natchnął mnie taką mikro-nadzieją, że być może te nasze wysiłki docierają do osób nowych. Ktoś obejrzy, usłyszy, przeczyta i da znać, że jest. Bo przy ogromie pracy potrzebnym by takie spotkania zorganizować, przy odroczonych efektach włożonych wysiłków, często efektach ginących w masie dominującej w głównym obiegu tępoty, nie jest łatwo zachować niewzruszoną motywację w docieraniu do nowych umysłów. Te drobne „świadectwa” robią całą różnicę.

Więc z przyjemnością przyłożę rękę do promowania tych eventów jak umiem, nawet jeśli stanie się to kosztem networkingu, poszerzenia wiedzy i rzadkich chwil względnego spokoju.

Z konferencji sierpniowej już jest video. Na konferencję wrześniową pozostaje mi was serdecznie zaprosić…  
Jako uczestników, którym będę po cichu zazdrościł.

 

Strona Zjazdu Austrickiego – https://mises.pl/zjazdaustriacki/

Event Zjadu na FB – https://web.facebook.com/events/1874002219563012/

Film z imprezy Liberty International, czyli wspomnianej powyżej trzydniowej konferencji. Co ciekawe, mój facebookowy post udostępniający ten film został przez nadzorców FB uznany za spam łamiący standardy społeczności. I wyleciał dosłownie moment po tym, jak pozytywnie skomentował go Lawrence Reed.

Share This