Czyżby nie wiedzieli, że… wzrost cen nie musi oznaczać chciwości paskudnego sprzedawcy-paskarza?
Powodem takiej decyzji są doniesienia o nieuczciwych działaniach przedsiębiorców, którzy jeszcze bardziej nieuczciwe zawyżają ceny sprzedawanych produktów
Oczywiście pierwsze co przychodzi do głowy to pytanie czy aby urzędnicy uokik nie słyszeli słów prezydenta Dudy o powodzie wzrostu cen?
Otóż nie. Urzędnikom uokik chodzi o „rażące” podwyżki cen, a jak wiemy nie mają one nic wspólnego z podwyżkami płac, gdyż te nie rosną rażąco.
Tym razem przyczyną jest niespodziewany powrót uśpionego od dekad homo-speculantus, którego podstawą działania jest tzw paskarstwo.
Polega ono na tym, że paskarz zamiast sprzedać biednej matce chorych dzieci karton mleka za powiedzmy 4 złote, wystawia je za 10 złotych. Tym samym, w rozumieniu urzędu walczącego o konkurencję, zabiera do kieszeni różnicę 6 złotych.
Co oczywiście nie ma miejsca, gdyż żadna matka nie wyda 10 złotych na mleko, do wymiany nie dochodzi i gospodarka umiera.
A tak poważnie
Urząd Ochrony Konkurencji zakłada, że skok cen wynika tylko z chciwości bezdusznego przedsiębiorcy. Ktoś najwyraźniej przez lata udawał tylko potulnego sprzedawcę, który stanowi pośrednika pomiędzy producentem a konsumentem, by w obliczu pandemii szybko zrzucić owczą skórę i okraść bliźnich.
Co gorsza, takie podłe cechy muszą być wspólne dla każdego przedsiębiorcy, bo inaczej skąd podwyżki cen we wszystkich sklepach?
Dlatego do akcji wkracza rząd.
Specjalna drużyna będzie bacznie śledzić skoki cen i w przypadku rażącego naruszenia monitorować dowództwo w celu wysłania jednostki szybkiego reagowania.
Co oznacza, że będą potrzebni pracownicy.
Więc jeśli do tej pory najlepsze co lubiłeś robić w życiu to szukanie po necie najtańszych rajstop, gier video czy piwa, jeśli masz minimum dwa lata doświadczenia z odświeżeniem zakładki na ceneo, to już dziś możesz dołączyć do innowacyjnego, dynamicznego, patriotyczno-socjalnego projektu o ogólnokrajowym zasięgu.
Złóż podanie już teraz, A my odezwiemy się jak tylko wystrugamy jakąś prawną podkładkę, bo póki co te nasze opowieści o drużynie poszukiwaczy drożyzny nie mają prawnego mocowania, są czystym bełkotem na użytek wrażenia, że twój rząd coś robi.
Innymi słowy, więcej szczegółów w kolejnej specustawie.
Bo wiecie, my mamy w Polsce swobodę ustalania cen. Póki co.
I póki co mamy w rządzie ludzi, którzy uważają, że ta swoboda jest nadmiernie wykorzystywana.
Dobrze słyszeliście: ktoś niepoprawnie wykorzystuje swoją wolność.
No ale przecież to jest masakra, że rzeczy tak drożeją – powiecie słusznie. To prawda. Jednak czy na każdą bolączkę rozwiązaniem jest dekret rządu? I czy jesteśmy pewni wszystkich konsekwencji jakie da wprowadzenie tego dekretu?
Dwie sprawy: pierwsza
Intencje
Owszem zdarzają się sprzedawcy o podłym charakterze, tak samo jak zdarzają się klienci próbujący tego sprzedawcę okraść wynosząc towar bez płacenia… I to nie tylko w okresie pandemii.
Zarzucenie przedsiębiorcom chęci okradzenia społeczeństwa przy okazji stanu wyjątkowego czy klęski żywiołowej jest pójściem na intelektualną łatwiznę.
Jakie więc są przyczyny takich skoków cen?
Od strony podaży: Każde zdarzenie tego typu obfituje w szereg problemów z dostawą. Fatalne warunki pogodowe, epidemia, promieniowanie czy wojna. Do sklepów trafia mniej towaru.
Od strony popytu: Nawet drobny spadek ilości towarów wywołuje panikę. Panika wywołuje „skok na sklep”, każdy w końcu myśli, że taki skok to wariactwo sąsiadów, ale dla własnego bezpieczeństwa też zapakuje 300% zwykłego zapotrzebowania.
Rozpoczyna się zwykła licytacja. Jak na allegro.
Wzrost cen nie jest złośliwością biznesmena, jest efektem owej licytacji.
To nie jest nic przyjemnego, ale może warto przygryźć na moment wargi i pomyśleć jakie plusy daje taki skok cen
– inaczej kalkulujesz zapotrzebowanie. Nie sięgasz po 300%, miarkujesz, bierzesz mniej, a potem oszczędzasz. Dzięki temu towar znika odrobinę wolniej. Starczy dla większej ilości ludzi i spadnie psychologiczna gorączka owego skoku na sklep. Z czasem wraz z nią spadają ceny.
– wysoka cena jest informacją dla producentów z zewnątrz. Jeśli na terenie X1 wspomniane mleko kosztuje 10 złotych, to ktoś spróbuje kupić je poza granicami X1, przywieźć i sprzedać za 8.
Po nim ktoś poszuka jak zarobić sprzedając za 7.
To jest właśnie spekulacja.
Oczywiście podobne działanie może napotkać na ograniczenia, np rząd może nie wydać ci zgody na handel mlekiem, albo wprowadzić kartki na mleko na terenie Y2. Wtedy trzeba poszukać na terenie Z3, ale odległość, czas i koszt dowozu może zjeść całą różnicę.
I kiedy drobni przedsiębiorcy będą kalkulować jak dowieźć mleko za 9 czy 7 zeta (byś nie musiał płacić 10), rząd będzie przypinał sobie medale za zwalczanie nadmiernych zysków.
Druga rzecz Konsekwencje
Załóżmy że drużyny rządowe jednak wykonały zadanie i sprzedawcy dostali maksymalną cenę, za jaką mogą sprzedać.
Co widać;
Młoda matka jest zadowolona, że dzięki działaniom rządu ona nie straci wszystkiego na jednych zakupach.
Czego nie widać
Mleko kosztuje sprzedawce więcej niz cena jakiej może żądać. Sprzedawca nie będzie z własnej kieszeni dopłacał i przestanie zamawiać dany towar
Było drogie mleko, nagle nie ma żadnego.
Teraz czujesz się spokojniejszy?
Bo właśnie zabraliśmy opcję nabycia mleka ludziom, dla których było ono warte więcej niż 10, a może nawet i 50 złotych.
Czy mieliśmy w Polsce kiedykolwiek podobna sytuację, z której można by wyciągnąć wnioski?
Co starsi widzowie mogą pamiętać rządową operację o nazwie Bitwa o Handel z 1947 roku.
Rząd wprowadził wtedy pakiet ustaw mających powstrzymać odradzający się w Polsce kapitalizm.
Kapitalizm ów polegał na tym, że w podnoszącym się z ruin kraju spontanicznie powstawały drobne firmy transportowe, rodzinne sklepiki, warsztaty naprawcze czy budowlane. Ludzie kombinowali jak kto mógł i powoli wracano do normalności.
Nie podbało się to komunistom, więc ci 2 czerwca 47 roku uchwalili pakiet ustaw o
– zwalczaniu drożyzny i nadmiernych zysków
– obywatelskich komisjach podatkowych i lustratorach społecznych
– zezwoleniach na prowadzenie przedsiębiorstw.
Brzmi znajomo? Aha, Za zawyżanie cen można było trafić do więzienia na 5 lat.
W efekcie połowa działających w Polsce przedsiębiorstw przestała istnieć w zaledwie dwa lata.