Dziś bierzemy na warsztat błogosławieństwa prac publicznych, rządowych mega-projektów, wielkich pomników „białych słoni”.
Transkrypcja odcinka!
W obozie dobrej zmiany wybuch radości. Oto monumentalny pomnik dalekowzroczności jedynej słusznej partii ocalał. Centralny port komunikacyjny nie jest zagrożony, jak wydawało się jeszcze kilka dni temu, gdy prezydent Duda powiedział, ze stawia wyżej program 500+ niż wielkie koła zamachowe gospodarki jakimi są projekty CPK oraz Przekop Mierzei.
Na całe szczęście, nasz rząd nie musi wybierać. Problem ograniczonej dostępności środków nie istnieje: stać nas na wszystko.
Lub jak uściśla przekaz rządowy to NAS, POLAKÓW nie stać… na rezygnację z tych projektów.
Projekty w rodzaju budowy CPK nie zostały zainicjowane wczoraj, problem nie leży też w tym, że to rząd zajmuje się budową infarstruktury.
Problem w tym, że rzesza ludzi zdaje się być święcie przekonana, że gigantyczna interwencja rządu w gospodarkę jest najlepszym, a może nawet jedynym środkiem pozwalającycm ludziom zachować pracę i w ogóle przetrwać w trudnym okresie.

W największym skrócie bajka o pięknej interwencji przebiega tak:
Kryzys uderza w rynek, Prywaciarze mogą wreszcie zrobić to o czym zawsze marzyli: zwolnić ludzi.
Nie ma pracy, spada konsumpcja, na ulicach przybywa okien zabitych deskami.
Na ratunek przybywa rząd i zatrudnia tychże ludzi przy tzw Wielkim Projekcie,
Wielki Projekt jest ogromy, ambitny, przerasta wszystko co mogliby kiedykolwiek wykoncypować prywaciarze,
Rząd kupuje materiały budowlane, ratuje tym samym ciężkie gałęzie przemyłu. Dobrze opłaceni wykonawcy wydają zarobione pieniądze w lżejszych branżach.
Dzięki na nowo rozkręconej gospodarce na rynek mogą wrócić prywaciarze, lecz by zatrudnić kogoś muszą zaoferować dużo więcej niż dotychczas,
I tak wszyscy są zadowoleni a dobrodziejstwo wielkiego projektu dostrzegą też kolejne pokolenia, gdyż planowali go ludzie o wielkich umysłach i jest on obliczony na dekady.

Starając się nas przekonać do tego, że powyższa opowieść wcale bajką nie jest, rządowi dobroczyńcy powołują się na przykłady udanych interwencji w czasach kryzysów. Do żelaznego repertuaru należy amerykański NOWY ŁAD lat trzydziestych, oraz powojenny PLAN MARSHALLA (o którego dobrodziejstwach już w naszej serii było).
W zależności od regionalizmów etatyści dodają swoje lokalne przykłady:
Katalończycy mówią o inwestycjach w Barcelonie w przededniu igrzysk 1992 roku,
Polacy stale wracają do budowy portu w Gdyni przed II wojną światową.
Tu zaczynam się zastanawiać, dlaczego używają zawsze tych samych przykładów. Czyżby ich ilość była tak ograniczona?
Są to zawsze dobrze kojarzące się przykłady. Państwo zainterweniowało, ludzie zyskali pracę. Zatem nad czym tu jeszcze się zastanawiać?
Wręcz nalezałoby zadać pytanie, co sprawia, że rząd nie zabrał się jeszcze za budowę tysiąca niekończących się Mega Wielkich Projektów, tak by te dały miejsca pracy wszystkim Polakom, na zawsze?
Czyżby brakowało im wspomnianej ambicji?
A może niekończące się projekty nie oferowały by tylu okazji do ceremonii przecinania wstęgi, tak ukochanych przez polityków. Jednak tu też jest rozwiązanie: raz wybuowany obiekt można by było zburzyć i postawić od nowa, czy to nie jest metoda na pełne zatrudnienie?
W końcu skoro na podobnej interwencji wszyscy zyskujemy, to dlaczego wciąż jest w Polsce choćby jeden bezrobotny?
Ano właśnie dlatego, że na podobnych interwencjach nie zyskujemy, albo zyskujemy niezmiernie rzadko.
By ruszyć z Wielki Projektem rząd musi zabezpieczyć środki.
Mówiąc zabezpieczyć mam na myśli oczywiście zakaz używania przez obywateli innej niż rządowa waluty – bez tego zakazu, machina nie ruszy.
Co do samego pozyskania środków, opcje są trzy. RZĄD
– może nałożyć podatek
– może pieniądze pożyczyć
– może je „wydrukować” (co w sumie jest wariacją punktu pierwszego)
Każda z tych metod nieco zubaża obywateli. Co gorsza, nie chodzi tylko o to, że ta sama wartość funkcjonuje teraz po prostu na innym koncie bankowym (i w sumie nic się nie zmieniło).
Mając mniejsze zasoby obywatele rzadziej mogą korzystać z produktów biznesu prywatnego, który po pierwsze jest kluczowy dla PKB, a po drugie nie może sobie po prostu nałożyć podatku na swoich klientów, czy wydrukować zysków.
Wszystko co prywatny biznes może to zaproponować człowiekowi dobrowolny wybór jego produktu czy usługi.
Po trzecie, w tymże prywatnym biznesie, na który mamy teraz mniej środków, też pracują ludzie. Tak więc stworzenie państwowego stanowiska odbywa się zawsze kosztem prywatnego, a przez mniejszą efektywność sektora publicznego względem prywatnego, jedno państwowe stanowisko może kosztować znacznie więcej prywatnych stanowisk.
I tak oto usługa państwowa zastąpiła prywatną. Socjalistczna kapitalistyczną.
Ale tzw przeciętny Kowalski może widzieć ten proces nieco inaczej. Oto jeden jego sąsiad stracił pracę u prywaciarza, a drugi dostał pracę przy panstwowym Wielki Projekcie.
Państwo ratuje, prywaciarz ruinuje!
Minister Aktywów Państwowych, Jacek Sasin, napisał osobiście dla money.pl artykuł przekonujący nas do stanięcia murem za Największym Projektem obecnego rządu. Chodzi oczywiście o Centralny Port Komunikacyjny. I jakimi argumentami rozpala pan Sasi nasz entuzazm?
Na samym wstępie:
Franklin Delano Roosevelt i jego nowy ład, który miał rzekomo ustabilizować, a następnie rozwinąć amerykańską gospodarkę. Słowem nie wspomina minister otym, że stopa bezrobocia w 6 lat po zaprzysiężeniu Roosevelta była 6 razy wyższa niż przed kryzysem, w 39 roku wydatki prywatne były na poziomie niższym niż w 29, a pełen licznych Wielkich Projektów Nowy Ład przedłużył tak naprawdę wielki kryzys o lat siedem.
Jest oczywiście Plan Marshalla, któremu minister Sasin przypisuje cudowne moce napędzania gospodarki robotami publicznymi, bez wspominania, ze kraje które najwiecej z planu wyciągały rozwijały się w Europie najsłabiej, a najlapiej ludzie radzili sobie tam, gdzie najszybciej zniesiono wojenne regulacje gospodarki.
Pojawia się oczywiście polska Gdynia, przykład być może najmniej ze wszystkich kontrowersyjny, ale minister Sasin wymieniając oczywiste zalety posiadania portu morskiego
zapomina w jakich warunkach powstawała sama Gdynia.
Projekt był, co pewnie ministrowi bilskie, stricte polityczny.
Ustawa o budowie portu z września 1922 roku dała Wielkiemu Projektowi Gdynia zielone światło do wywłaszczeń prywatnych terenów jak również dostęp do praktycznie nielimitowanego kredytu na jego budowę. To wszystko w zbankrutowanym kraju, przy szalejącej inflacji.
Innymi słowy, własciciele prywatnych działek nie mieli prawa nie wpuścić na swój teren ekip budowlanych, które w dodatku dysponowały nieograniczonym budżetem.
Rząd łaskawie pozwolił właścicielom ubiegać się o nieproporcjonalne i tak odszkodowanie, długo po tym, jak ich zabudowy zostały zrównane z ziemią.
Miejmy nadzieję, że podobne niuanse minister Sasin pomija, gdyż jest dla niego oczywste, że historie się nie powtórzą. (pauza z ???). czy jak.
Budowę Gdyni określa się po latach jako trafioną. Rozumiecie? Trafioną. Jak na loterii. Ok, zawsze można było nie trafić.
Ale odpuścmy Gdyni, przy projekcie obecnych dobroczyńców to dosłownie drobniaki. Na dzisiejsze złocisze Gdynia kosztowałaby 3,6 miliarda.
Jest to jedna dziesiąta tego, co według przewidywań ma kosztować CPK.
W każdym razie Centralny Port Komunikacyjny dziś będzie ratował miejsca pracy, a już za jakieś 10 lat stanowił punkt przesiadkowy dla milionów podróżnych rocznie. Tu akurat zgodzimy się, że rządowe przewidywania dotyczące użytkowania lotnisk są z reguły bezbłędne.
W apelu ministra zabrakło mi tylko zapowiedzi połączenia CPK z polską agencją kosmiczną w celu wysłania wszystkich niedowiarków na Jowisza.
Tak naprawdę to brakuje tam wielu rzeczy, biznesplanu (którego też nie było przy budowie Gdyni), przewidywań dotyczących aktywności branży lotniczej, przewidywań dotyczących popularności transportu z Chin, spodziewanej wydolności budżetu po lockdownie… konsekwencji dla innych lotnisk w Polsce?.. kosztów alternatywnych? Argumentów poza emocjonalnych? Refleksji?
Zasadniczo to brakuje mi tam po prostu… Wszystkiego?
Reasumując:
To nie o miejsca pracy tu chodzi.
Kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy wysłanych do budowy CPK można „uratować” bez ambitnych narodowych poświęceń zmniejszając opodatkowanie pracy.
Wielki Projekt ma powstać i koniec.
Jeśli upadła opowieść o jednabnym szlaku 8:0, wygaśnie bajka o cudownym kole zamachowym gospodarki, może pojawi się opowieść o większym potencjale obronnym, a po upadku tejże usłyszymy o ratowaniu godności Polaków.
Wielki Projekt ma powstać i powstanie.
W jego blasku mają ogrzać się politycy, giganci dobroczynności.
Do tej pory ani mi się waż wątpić w całkowicie cudowny centralny port komunikacyjny!

Podcastu słuchaj tak, jak ci wygodnie.
iTunes
YouTube
Spotify
Spreaker
Najnowsze odcinki podcastu:
Share This